piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 3

                     Ahsoka gdzieś zniknęła. Rozglądam się po sali, ale jej nie dostrzegam. Gdzie się podziałaś? - pytam się w myślach. Jest duży tłum i nie dam rady obsłużyć go sama. Kieruje się na zaplecze, gdzie dostrzegam otwarte drzwi. Podchodzę do nich i widzę Sokę. Opiera się o ścianę i próbuje powstrzymać łzy. Kim do diabła byli ci ludzi? Nie wiem tego, niemniej już ich nienawidzę. 
 - Odejdź - mówi nie patrząc na mnie. Nadal wpatruje się w betonowy mur. Już chciałam się zapytać skąd wiedziała, że tu jestem, lecz przypominam sobie. To Jedi. No była Jedi, ale nadal potrafi używać mocy.
 - Co się stało? - Podchodzę do niej i kładę jej dłoń na ramieniu.
 - Nic, po prostu... Eh, jestem głupia - Kręci głową, jakby odpychała coś od siebie.
 - Możesz mi powiedzieć? Pomogę ci - Staje przednią i podnoszę jej głowę.
 - Popełniłam błąd - oznajmia, a ja czuje się zbita z tropu.
 - Jaki? - pytam wpatrując się w nią.
 - Byłam Jedi. Nie powinnam odchodzić. Tam było moje życie, moi przyjaciele, moja rodzina - Serce mnie boli. Te słowa w jakiś sposób mnie ranią. Teraz to ja jestem jej rodziną! Jej przyjaciółką! Chcę krzyczeć. Byłam pewna, że Soka nie chce wracać do zakonu... Cieszyłam się, bo to ona zmieniła moje życie. Ale może nie była tu szczęśliwa? Kogo ja oszukuje, ja także nie jestem szczęśliwa. Kto chce pracować w obskurnej melinie za marne grosze? Mieć szefa, który uważa się za boga i karze wszystkim się kłaniać? W każdym momencie zostać wyrzuconym z mieszkania? Opanowuje się. I spoglądam na Ahsokę, widzę, że w głębi siebie toczy walkę.
 - Chcesz wrócić? - Głos mi się załamuje.
 - Meri, jesteś dla mnie ważna. Bardzo ważna, gdyby nie ty... Nie dałabym rady - Patrzy na mnie, a po jej policzkach toczą się łzy. - Nie wiem czego chce. Gdy Jedi zapytali mnie czy wrócę odmówiłam. Powiedziałam, że nie wierzyli mi, więc odeszłam. Myślałam, że będę potrafić żyć bez kodeksu, ale moje serce nadal tęskni. Nawet nie wiem czy to możliwe żebym wróciła. Nikt tak po prostu nie odchodzi, a później wraca. Co sobie pomyślą mistrzowie? Że co zmieniłam zdanie? To tak nie działa... - Bierze głęboki wdech. - Mężczyzna przy stoliku to mój były mistrz.
 - Ten, który znalazł prawdziwego winowajcę? - pytam analizując jej słowa. Nie chcę żeby odchodziła, wolałabym żeby została. Próbuje się postawić na jej miejscu, ale nie potrafię. Całe życie byłam sama. Rodziców nigdy nie poznałam. Wiedziałam jedynie, że nadali mi imiona Meri Ares. Nawet nie napisali jak mam na nazwisko, bo mogłabym ich wtedy znaleźć. Adain - nie jest moim prawdziwym nazwiskiem dostałam je w domu dziecka.... Meri Ares Adain... Ale równie dobrze mogę być córką premiera albo kanclerza. Lecz tu nie chodzi o mnie, ale Ahsokę. Ona ma rodzinę. Jedi byli dla niej oparciem, chociaż w najtrudniejszym momencie wyrzekli się jej. Wzbiera we mnie gniew, gdy myślę jak potraktowali Sokę.
 - Tak - Do rzeczywistości przywołuje mnie głos togrutanki. - Obok niego siedzi senator Amidala, ale to jego widok mnie zabolał. Przypomniałam sobie jak się poznaliśmy, wspólne misje i wszystko... Nie wierzę, że naprawdę myślałam, ze zapomnę kiedyś o nim i Micku. 
 - Micku? - przerywam jej. Nie znam całego życia Ahsoki, ale opowiedziała mi wiele i nie wspominała o żadnym chłopaku.
 - Mick to mój przyjaciel. Nie mówiłam o nim, bo to zbyt bolesne wspomnienia - Siada na kontenerze. 
 - I co teraz? - Pytam piskliwym głosem. Czuję rosnącą gulę w gardle. Nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj proszę... - modle się w myślach.
 - Nie wiem - To nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale łzy chwilowo odpływają. Kiwam powoli głową. 
 - Muszę... Ja... - Nie wiem co chce powiedzieć. Odwracam się i wbiegam do środka. Nie daje radę. Wpadam do toalety i przemywam twarz zimną wodą. Ahsoka nie może mnie zostawić! Nie może!
                       Chce wrócić do pracy zanim mnie wyleją. Wpadam na salę i zastaję dziwną cisze. Po chwili się orientuje co się dzieje.
 - Ręce do góry! - krzyczy uzbrojony rodianin. Podnoszę natychmiast dłonie w geście kapitulacji. Nie chcę umierać. - Dołącz do reszty! Już! - wrzeszczy, ale mi 2 razy nie trzeba powtarzać staje razem z tłumem. Oglądam się po pomieszczeniu. Większość gości zapewne uciekła, bo pozostałą nieliczna gromadka. Rodianin wraz ze swoimi przyjaciółmi mierzy w nas spluwami. Na ziemi obok jego nóg leży mistrz Ahsoki. Jest zakuty w kajdanki i nie może się ruszyć. Dostrzegam, że jego towarzyszka jest trzymana przez jednego z zbirów, który przystawia jej nóż do skóry. Soka coś wspominała, ze jest senatorem czy kimś takim. No cóż w takim wypadku zapewne jej nie zabiją, a zażądają okupu.
                       Nagle zza lady wyskakuje sylwetka. Chwyta pierwszego z boku łowcę i używa go jako tarczy przed pozostałymi, którzy ślą w jej kierunku lawinę strzałów. Kiedy trup opada na ziemię dostrzegam, że napaleńcem, który postanowił być bohaterem jest Ahsoka. Togrutanka wzbija się w powietrze oraz ląduje przed kolejną ofierą. Kopie go w brzuch, a następnie rzuca nim na szklany stolik, który się tłucze. Dwóch kolejnych, niebiesko-skóry twilek oraz pirat zachodzą ją od tyłu. Kiedy rzucają się na nią, Ahsoka wyskakuje w powietrze i posyła im kopniaka z półobrotu. Upadają na ziemie, a 16-latka skacze w kierunku jednego z nich. Facet jest od niej masywniejszy i od razu przygniata ją do ziemi. Jednak nie na długo, po chwili Soka odrzuca go do góry i to ona ląduje na nim. Płynnym ruchem skręca mu kark i przetacza się na plecy unikając pocisków. Kule trafiają już w martwego człowieka. Tano używając mocy wyrywa pistolet rozbójnikowi oraz posyła w niego jeden celny strzał. Była padawanka przywołuje miecz mistrza, który zwisa u boku jednego z ostatnich zamachowców. Zapala go i ustawia się w pozycji obronnej. Od niebieskiej klingi jarzy się neonowe światło, a na twarz dziewczyny pada cień. Jest w 100% skupiona. Gdy łotr rzuca się w jej kierunku ta z sprawnością przeskakuje nad nim i wbija mu miecz między łopatki. Upada na ziemie, a następny zaskakuje ją z boku. Odskakuje do tyłu, by po chwili dzięki mocy rzucić nim w pobliską ścianę. Gdy ten się podnosi podbiega do niego i rozpruwa mu brzuch. Staje teraz oko oko z ich liderem rodianinem, który stoi obok zakutego Anakina. Skywalker obserwuje uważnie swoją uczennicę, która na niego nawet nie zerka. Za nimi chowa się napastnik trzymający senator.
 - Ani kroku dalej Jedi - Łowca cofa się o krok. - Albo twoi przyjaciele zginą!
Ahsoka zatrzymuje się. Patrzy na swojego ex mistrza, później senator, a następnie na przywódcę gangu. W mgnieniu oka znajduje się za nim i przystawia mu niebieską klingę do gardła.
 - Rozkaż mu puścić panią senator - mówi.
 - Nie zabijesz mnie jesteś...
 - A chcesz się przekonać? - pyta i przyciska bliżej miecz świetlny. Zapada cisza, lecz nie na długo, kiedy nastolatka coraz mocniej napiera na niego bronią Jedi.
 - Puść ją - mówi w końcu przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna puszcza kobietę i ostrożnie wycofuje się w tył. Następnie pędzi do wyjścia. Ahsoka wyłącza miecz świetlny i uderza jego metalową częścią w głowę rodianina, który pada u jej nóg nieprzytomny. Odwraca się do tłumu gości, którzy już rzucili się do wyjścia. Jedynie ja zostaje na swoim miejscu. Mierzymy się spojrzeniami, a po chwili Soka wzdycha i odwraca się z powrotem do mistrza i senator. Kobieta już klęczy przy rycerzu Jedi i próbuje ściągnąć kajdany.
 - Ja to zrobię - Togrutanka przyklęka na jednym kolanie i dzięki posłudze miecza świetlnego rozwala metalowe bransolety. 











---

Witam!

W tym rozdziale dałam wam MEGA MEGA OGROMNEGO spoilera. Jest ukryty w tekście i tylko nieliczni go znajdą, a ci którzy go znajdą za pewne zechcą mnie zabić. No cóż takie już moje życie. Oraz informuje, że nie chodzi o powrót Ahsoki...

Wracając, chciałabym was przeprosić za opis walki, ale nie potrafię go napisać. Wiem, że jest beznadziejny, ale mam nadzieję, że mi to wybaczcie.

Na pytanie, które za pewne się pojawi, a mianowicie: Czy Ahsoka wróci do Zakonu Jedi? Na razie nie udzielę odpowiedzi. Pożyjemy, to zobaczymy.

Co mogę tutaj dodać? Mam mnóstwo weny i ten rozdział mógł być jeszcze dłuższy, ale uznałam, że taki wystarczy.

Proszę piszcie komentarze ponieważ mnie to MEGA motywuje!!!

Ten rozdział misiaczki dedykuje:
Vanessie 

poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział 2

             Ostatni raz oglądam się na Ahsoke, a potem prostuje i przybieram na twarz uśmiech. Ruszam ku stolikowi 12. Czuje się dziwnie. Mężczyzna przy stoliku natarczywie na mnie spogląda, jakby chciał wiedzieć kim ja do licha jestem.
 - W czym mogę służyć? - pytam wyciągając z kieszonki fartucha notesik z długopisem.
 - Skąd znasz Ahsokę Tano? - odezwał się blondyn. Wcześniej nie zauważyłam, ale był naprawdę przystojny. Blond włosy, niebieskie oczy, umięśniony... Czego można chcieć więcej? Kobieta przy stoliku także jest śliczna. Ma kasztanowe pofalowane włosy oraz piwne oczy. Jest starsza od faceta, wygląda na 26 lat, a on na 24. 
 - Jeśli mogę państwu doradzić. Proszę spróbować danie dnia. Składa się z...
 - Skąd?! - Jego głos jest ostry, a w oczach iskrzą się płomienie. 
 - Z tąd - odpowiadam zanim zdążę ugryźć się w język. Sorry Ahs - pomyślałam w myślach i spojrzałam na kobietę.
 - Życzy sobie pani coś do picia? - Niech przynajmniej ona coś zamówi, żebym mogła stąd pójść.
 - Tak. Poproszę koktajl z meiluranów a dla niego to samo - Posyła mi współczujący uśmiech, jakby chciała przeprosić za swojego partnera.
 - I niech dostarczy nam je Ahsoka - dodaje mężczyzna zanim zdążę odejść.
 - Ahs obsługuje inne stoliki...
 - Możemy się przenieść - Podnosi się, a ja jedynie wzdycham.
 - Dobrze - ulegam i chce się za to zabić.
          Wchodzę do kuchni gdzie czeka na mnie oparta o blat Ahsoka. Obok niej leżą gotowe dania do rozniesienia po sali. Obserwuje mnie pod zmrużonych powiek.
 - Zlituj się i powiedz, że powiedziałaś im, że obsługuje inny rejon - Posyła mi zmęczone spojrzenia.
 - Powiedziałam... - Uśmiecha się do mnie i otwiera usta, ale zanim zdąży coś powiedzieć znowu się odzywam. - Ale ten gościu powiedział, że się przesiądą... No i nie chciałam kłopotów, więc zaniesiesz im dwa koktajle z meiluranów. - Wzdycha głośno i chowa głowę w rękach.
 - No cóż. To na stolik 5 a tamto na siódemkę - mówi pokazując na talerze obok. Następnie zaczyna przygotowywać koktajle.
 - I tyle? A w ogóle kim oni są? - Moja ciekawość rośnie z każdą minutą. Ahs przez chwilę milczy jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
 - Powiem ci później, a teraz się ruszmy - odparła w końcu biorąc do ręki gotowe napoje.
Ahsoka:

        Minęło tyle czasu. Już prawie pięć miesięcy. Myślałam, że nie spotkam już Anakina. A teraz widzę go. Jest tutaj w podziemiach Courscant, w jednym z zakurzonych barów wraz z Padme. Jej też miałam nadzieję już nie widzieć, bądź co bądź to ona mnie broniła na posiedzeniu senatu, ale przypomina mi o starym życiu. Odeszłam z Zakonu, zaczęłam nowe życie. Może nie jest moim wymarzonym, bo kto chce pracować jako kelnerka za marne pieniądze? Ale jestem tu szczęśliwa. Mam Mer, jest dla mnie jak siostra której nigdy nie miałam. No cóż muszę im zanieść tylko te drinki. Dam radę. Przemierzam salę nie patrząc na mojego ex mistrza. Kiedy staję przed nimi, kładę napoje na kamiennym stoliku i mówię:
 - Proszę. Czy życzą sobie państwo coś jeszcze? - Mój głos jest neutralny, jakbym mówiła do całkiem obcych mi osób. Widzę po minie Anakina, że go to boli. Padme wygląda na zatroskaną, przygląda mi się. Wiem, że zmieniłam się z wyglądu. Nie chodzę już w super drogich ciuchach Jedi, ale w starych łachmanach. Teraz nikt by już nie pomyślał, że jestem Jedi. Raczej nic niewartą dziewuchą z podziemi. 
 - Ahsoka - Jedi wymawia moje imię jakby nie mógł uwierzyć, że to na prawdę ja, że stoję tu przed nim. Mierze go wzrokiem. Nic się nie zmienił, może nie licząc, że wygląda na smutnego i zrozpaczonego, ale co ja mogę na to poradzić.
 - Zamawiają państwo coś? Jeśli nie pójdę już, mam jeszcze kilka stolików do obsłużenia - Robię krok do tyłu. Nic nie mówi, a więc się odwracam i odchodzę. 
             Czuję łzy wzbierające pod powiekami. Tęskniłam za nim przez ten cały czas i to bardzo, ale nie mogę teraz okazać słabości. Podjęłam decyzje. Odeszłam z Zakonu, opuściłam go tak samo jak Anakina, Padme i przyjaciół. Nawet nie pożegnałam się z Mickiem. Mick był moim najlepszym pod słońcem przyjacielem w Zakonie Jedi. Należeliśmy jako dzieci do jednego klanu, zawsze trzymaliśmy się razem, przeżyliśmy wspólnie mnóstwo bitew. Był padawanem Obi-wana i to zazwyczaj z nimi leciałam na misje. To z nim trenowałam i razem dokuczaliśmy mistrzom. Nie wiem nawet, jak zareagował na moje oskarżenie. Nie wiem czy mnie bronił, czy uwierzył w te wszystkie kłamstwa. Nie mogę, nie powinnam teraz o tym myśleć. Nawet nie spostrzegam, kiedy znajduje się na zewnątrz. Wyszłam przez drzwi od zaplecza. Pozwalam by po mojej twarzy potoczyły się ciepłe łzy. Biorę głęboki oddech i zapominam o Micku, kolejny i nie myślę o Anakinie i Padme siedzących przy stoliku, następny oddech pozwalam odpłynąć wspomnieniom o całym Zakonie Jedi. To już nie jest moje życie. Teraz to jest moje życie.











Misialusie!

Witam tych, którzy tu przybyli. Od razu informuje, że kolejny rozdział już jest napisany i że dzieje się w nim bardzo dużo! Więc zapraszam do komentowania, bo im więcej będzie komentarzy tym szybciej go dodam!

Rozdział jest krótki, ale w ramach przeprosin kolejny będzie MEGA MEGA długi.

Nie mam weny co tu napisać, a więc przejdę do kolejnej rzeczy.

Przy stoliku 12 siedział Anakin z Padme, a więc dedyk otrzymują:
Eira Tano,
Florence Dolores, 
Magda Skywalker

NMBZW


czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 1

                 Praca w barze nie jest taka zła nie licząc kiepskich zarobków, marnych napiwków, smrodu papierosów i alkoholu, widoku pijanych ludzi oraz beznadziejnego szefa, który oskarżana cie o zło całego świata. Ale są także plusy. Bar jest zamknięty przez większość dnia, więc aż do wieczora mamy wolne. Przepracowujemy tam przeważającą część wieczorów oraz nocy. Wszystkie kelnerki są zmuszone do noszenia króciutkich platynowych spódniczek oraz obcisłych srebrnych koszulek odsłaniających dekolt.
 - Czemu to musi być takie krótkie - Oglądam się za siebie i widzę Ahsokę próbującą naciągnąć spódniczkę.
 - Nie jest takie złe. Masz ładne nogi - Posyłam jej uśmieszek i wracam wzrokiem do odbicia lustra. Dostrzegam w nim, że Soka przewraca teatralnie oczami, jak to zwykle robi.
 - Dobra. Ale jeśli się nie pośpieszymy Meri, to nas wyleją - Rusza w kierunku drzwi pewnym krokiem. Idę za nią spinając włosy w kitkę.
            Dochodzi północ, a w barze budzi się życie. Cały czas ktoś przychodzi i odchodzi. Pracujemy na pełnych obrotach i nie mamy czasu odpocząć. Po 6 godzinach wirowania między stolikami zaczynają mnie boleć nogi, ale nic nie poradzę. Pędzę do pustego stolika, gdzie poprzedni klienci zostawili po sobie brudne naczynia. Spostrzegam, że Ahsoka jest po drugiej stronie baru i męczy się z pijanymi łowcami. Jeśli szybko ich nie okiełzna zapewne dojdzie do bójki. Nie mija chwila, a wpada na mnie zalany rodianin. Zatacza się na mnie a ja upadam i z brzękiem tłucze naczynia. Rozmowy wokół mnie milkną, a ja staje w centrum zainteresowania. Nie mija nawet pół minuty, kiedy wszyscy znowu zaczynają żyć swoim życiem. Wzdycham i wycieram brudne ręce w fartuszek.
 - Oberwie się nam - Przyjaciółka stoi nade mną z wyciągniętą dłonią.
 - Nie nam tylko mi - odpowiadam. A po chwili obie słyszymy wrzask Ricka.
 - Coś ty babo znów narobiła! - krzyczy w moim kierunku. Jestem cała pobrudzona wiśniowym drinkiem, więc łatwo było zgadnąć która z nas jest za to odpowiedzialna.
 - To moja wina - Togrutanka staje przede mną, jakby chciała mnie zasłonić. Czuję się winna, że Ahs bierze wszystko na siebie. Chce coś powiedzieć, ale ona ściska dyskretnie moją dłoń dając mi sygnał bym milczała.
 - Twoja?! - Gniew szefa kieruje się na kolejną ofiarę.
 - No tak, nie patrzyłam gdzie idę i wpadła na Mer... No i - Robi pauzę spoglądając na potłuczone miski. - Przepraszam.
 - Wrrr - warczy w naszym kierunku - Po co ja was głupie dziewuchy zatrudniałem! Wiecznie coś niszczycie...!
 - Tak, wiemy i przepraszamy. To się więcej nie powtórzy - mówi Soka, łypiąc na mnie spode łba.
 - Tak przepraszamy - mamroczę pod nosem, ale na tyle głośno by mnie usłyszeli.
 - Jeszcze raz - Grozi nam palcem - A was wyrzucę na zbity pysk. - Odchodzi a Ahsoka odwraca się do mnie twarzą i mruga szczerząc się od ucha do ucha.
 - Widzę, że lubisz się płaszczyć - Słowa wypływają mi same z ust zanim zdążę je zatrzymać. Ahs nie przestaje się uśmiechać.
 - Gdyby nie ja wywalił by nas, a to oznacza, że nie dostałybyśmy forsy, a jak sama wiesz właścicielka mieszkania tylko czyha, aby się nas pozbyć - Odwraca się i maszeruje do kolejnego stolika. Obserwuję ją do momentu, kiedy wstaje jak wryta i patrzy na stolik 12. Ja nie widzę w nim nic dziwnego. Zajmuję go mężczyzna i kobieta oboje w długich płaszczach z kapturami. Spoglądają na Ahsoke, jak na ducha. Ona natomiast robi obrót 180 stopni i kieruje się w moją stronę. Kiedy jest tuż obok mówi:
 - Weź stolik 12 i nic o mnie nie mów - Lukam na nią i widzę, że zajęła się ludźmi z innych boksów. Biorę oddech i ruszam przed siebie.






















Misiaczki!!! :*

No cóż, rozdział pierwszy już jest. Chciałabym, żeby był dłuższy, ale niestety na samym początku dowiemy się kim są ludzie ze stolika numer 12. Jakieś pomysły? Osoba która zgadnie dostanie w kolejnym rozdziale dedyk.
A jak na razie ten oto rozdział o życiu kelnerek dedykuje...:
Oldze Solo

Buziaczki :* od Meri <3

niedziela, 17 lipca 2016

Dziewczyna w kapturze

               Nazywam się Meria Eres Adain, prowadzę zwykłe życie w podziemiach Courscant. Jestem jedną z kelnerek w barze ''Spance Stars''. Jestem nikim, niezauważalną myszką. Nikt nie wie o moim istnieniu, dla nikogo się nie liczę... Może oprócz mojej nowej przyjaciółki. Ahsoka Tano. Była niegdyś padawanką Jedi, ale odeszła po tym jak bezpodstawnie została oskarżona o zamach na rodzinną świątynie. Znam Ahsokę od pięciu miesięcy, przyszła do Spance Star w sprawie pracy. Była Jedi, a pracuje teraz na minimalnej stawce w obskurnym barze. Współczuję jej, ale to dzięki niej mój świat nie jest już taki bezsensowny. Ahsoka całe życie przestrzegała milion zasad, ale teraz kiedy to ona rządzi swoim losem imprezuje codziennie. Mieszkamy razem w moim małym mieszkaniu niedaleko baru. Ahs dokłada się do czynszu, więc teraz mamy więcej oszczędności.
            Kiedy pierwszy raz spotkałam Sokę poczułam, że coś mnie do niej przyciąga. Obserwowałam ją jak rozmawia z Rickiem właścicielem baru. Kiedy Rick przywołał mnie gestem dłoni nie wiedziałam o co chodzi. Dziewczyna nie wyglądała na osobę chodzącą po takich miejscach jak to. Była zbyt dostojna? Nie wiem czy to dobre określenie. Szef przedstawił mi Ahsokę jako nową kelnerkę. Ucieszyłam się z dodatkowej pomocy, ale czułam dziwną ''energię'' otaczającą togrutankę. Po całym dniu pracy, kiedy wychodziłam z baru wraz z nową. Odezwała się do mnie.
 - Byłaś kiedyś Jedi? - Jej pytanie mnie zatkało. Czy byłam Jedi? Nigdy w życiu nie widziałam Jedi, a co dopiero być jednym z nich. Nie rozumiałam skąd taki pomysł. Spojrzałam na nią jak na dziwaka a ona wytłumaczyła.
 - Jesteś wrażliwa na moc - Wiedziałam co to oznacza. Dzieci wrażliwe na moc były brane w wieku do sześciu lat do świątyni. Natomiast nigdy nie przypuszczałam, że mogłabym być jednym z takich dzieci. Uznałam Ahsokę za wariatkę i po prostu chciałam odejść.
 - To co czujesz to moc. Wzywa cię do mnie, bo ja także jestem na nią wrażliwa. Byłam Jedi, ale odeszłam - powiedziała. Zatrzymałam się w pół kroku. Była Jedi? Stoję przed byłą mistrzynią Jedi?
 - Byłam padawanką - dodała i obróciła się do mnie plecami rozglądając po ulicy. - Jest tutaj jakiś tani motel?  
              Nie wiem czemu to zrobiłam, ale zaproponowałam jej, żeby zatrzymała się u mnie jakiś czas. W mieszkaniu opowiedziała mi o mocy, zakonie, swoim mistrzu i przyjaciołach. A na końcu o tym w jaki sposób odeszła. Było mi jej żal za to co ją spotkało. Nie mogłam uwierzyć, że ludzie naprawdę mogli uwierzyć w te wszystkie kłamstwa. A to, że we wszystko wrobiła ją przyjaciółka było według mnie najgorsze. Ahsoka mimo całego bólu jaki ją spotkał nie poddawała się. Nie miała żadnego celu, nie wiedziała co będzie dalej, ale jej to nie obchodziło. Zaprzyjaźniłyśmy się bardzo szybko. Soka nie wiedziała nic o życiu zwykłych ludzi. Czasami było to śmieszne. 
            Kiedyś żyłam samotnie, nie miałam przyjaciół. Razem z pojawieniem się togrutanki zyskałam nie tylko najlepszą przyjaciółkę, ale także innych. Ahsoka szybko zaprzyjaźniała się z różnymi osobami. Ja zawsze znajdowałam nieodpowiednie towarzystwo w przeciwieństwie do niej. To, że Ahsoka była Jedi stało się naszą tajemnicą tak samo wiadomość, że jestem wrażliwa na moc. 

















 by Meria Eres Adain