piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 4

Ahsoka:
            
               Ten dzień mnie wykończy. Uwalniam Anakina i przygotowuje się mentalnie do rozmowy z nim. Jednak zanim zdąży coś powiedzieć przez drzwi wpadają ochroniarze. Po ich stroju mogę stwierdzić, że są z Naboo. Zapewne ich zadaniem jest ochrona Padme.
 - Musimy iść pani senator - oznajmia jeden z nich.
 - Jeszcze chwila - przerywa mu Skywalker.
 - Nie mamy na to czasu mistrzu Jedi. Musimy iść statek czeka - informuję. Wybraniec próbuję dyskutować, ale przegrywa i wszyscy wychodzą. Posyła mi spojrzenie w stylu ''Przepraszam, wrócę tu''. Kiedy drzwi się za nimi zamykają siadam na pobliskim stołku.
 - Cóż obstawiałam, że se pogadacie - Przysiada się do mnie Meri, która przestała się już na mnie chyba złościć.
 - Ma obowiązki - tłumacze, lecz sama też czuję się zawiedziona. Ale czego się spodziewałam? Wybrałam drogę w której nie ma miejsca dla Anakina. Na zegarze nad drzwiami wybija 4 nad ranem, a Mer ziewa.
 - Chodź nic tu po nas - Wstaje, a ja za nią.
               Do domu trafiamy po kilkudziesięciu minutach. Od razu padamy na łóżka. Cały wczorajszy wieczór i noc przepracowałyśmy. Jesteśmy padnięte. Choć oczy mi się kleją nie mogę zasnąć. Myślę o ostatnich wydarzeniach... Bójce w barze, minie mistrza, nadziei w jego oczach... Przypominają mi się też sprawy sprzed 5 miesięcy, a po moich policzkach płyną łzy. Nie dowierzam jak Bariss mogła to zrobić... Byłyśmy koleżankami, może nie przyjaciółkami, ale koleżankami. Zniszczyła wszystko na czym mi zależało, ale przebaczyłam jej. Wybaczyłam jej, bo dzięki niej zrozumiałam, że dla Jedi liczą się jedynie dowody... Ale co mieli zrobić? Bronić mnie? Dowody mówiły same za siebie chociaż, że były fałszywe. Tylko Anakin o mnie walczył... Obi-wan i mistrz Plo byli w radzie na pewno stali po mojej stronie, ale reszta mistrzów Jedi się mnie wyparła. Byli jeszcze moi znajomi i przyjaciele. Ale czego może dokonać grupka podawanów? Nawet nie wiem czy rzeczywiście mnie bronili... Może uwierzyli w te kłamstwa. Mogę jedynie przypuszczać jak się zachowali tak samo, jak zachował się Mick. Przypominam sobie chwile razem z nim. Dni, zabawy, treningi, wygłupy... Czuję ostry ból brzucha i zwijam się na łóżku. Dlaczego? Dlaczego ja?! Chcę krzyczeć, ale nie mogę. Kręcę gwałtownie głową, aby odepchnąć wspomnienia z dawnego życia, ale one napływają jedne po drugim... I wtedy doznaje wizji.
Statek. Rozpoznaje go, należy do Padme. Jest w kolorystyce charakterystycznej dla Naboo.
Anakin, Obi-wan, Mick i Padme na jego pokładzie.
Dostrzegam kolejne obrazy, które szybko się zmieniają.
Planeta, Naboo.
Widzę pałac królowej przed którym zebrał się tłum.
Padme wygłaszająca przemówienie na placu przed zamkiem.
Słyszę strzał, a po chwili Amidala pada na podłogę.
Zamieszanie. Jedi przedzierający się przez tłum.
Kolejne strzały...
Krew.
               Wizja się kończy. Szybko zrywam się z łóżka i staję na równych nogach. Padme jest w niebezpieczeństwie tak, jak i mistrzowie. Coś się szykuje. Staram się zanurzyć w Mocy, ale nic nie dostrzegam. Przypominam sobie. Skywalker i Amidala się śpieszyli... Śpieszyli, bo mieli lecieć. Misja dyplomatyczna. Biegnę do małego starego komputera Mer i go odpalam. Wpisuje różne hasła i odnajduję stronę.
''Senator Amidala dziś wraca na Naboo, aby prowadzić rozmowy z... Jutro wieczorem wygłosi uroczystą przemowę na placu przy rynku...''
               Wpis został dodany parę godzin temu. Zaczynam gorączkowo myśleć. Skoro lecą tam mistrzowie powinni ochronić senator, ale nic mi nie daje pewności. Podrywam się i biegnę do szafy. Wyciągam zwykły plecak i wrzucam do niego parę ubrań. Następnie odrywam panele w podłodze i wyciągam moje miecze. Przyglądam im się i obracam w dłoni.
 - Co robisz? - Słyszę głos Meri i się odwracam. Kiedy dostrzega miecze otwiera usta. - Wracasz?
 - Nie, lecę na Naboo - oznajmiam.
 - Po co? - Wygląda na zaskoczoną.
 - Miałam wizuje. Muszę lecieć - Kieruje się do salonu. - Nie mam czasu by ci wszystko opowiadać, muszę iść.
 - Świetnie, daj chwile tylko się spakuję - Idzie do szafy i wyciąga drugą torbę.
 - Eeee? - Jestem zdezorientowana jej zachowaniem.
 - Lecę z tobą - Posyła mi uśmiech. - I bez dyskusji.
 - Posłuchaj... - Odwracam się gwałtownie do przyjaciółki.
 - Nie. Nie chce mi się tu zostawać bez ciebie. I nigdy nigdzie nie byłam - oznajmia.
 - Nie stać nas na 2 bilety - Zakładam ręce na piersi. Nie może ze mną lecieć to zbyt niebezpieczne. Wiem, że jest uparta, ale nie dopuszczę by jej się coś stało.
 - O to się nie martw - Wyciąga z głębi szafy woreczek pełen kredytek. Moje usta formują słowo ''skąd'', ale zanim zdążę je wypowiedzieć Mer wzrusza ramionami. - Długa historia - tłumaczy.
 - A co z pracą? - pytam, szukając ostatniego koła ratunkowego.
 - Nie mów, że serio cię to obchodzi - Zarzuca spakowany plecak na ramiona. I tak szczerze ma racje praca mnie w ogóle nie obchodzi. Nie chce jej narażać, ale tutaj także nie jest bezpiecznie.
 - No dobra - Wzdycham. - Ale się mnie słuchasz? - Stawiam warunek. Nie mogę uwierzyć, że się na to zgadzam.
 - Tak jest kapitanie - Salutuje mi i szybko wiąże rude włosy w kitkę. - Kierunek Naboo. Cel uratować świat! - Przewracam oczami na jej słowa.
               Wychodzimy przez drzwi, a w ostatniej chwili zerkam na zegar. Dochodzi 10 rano, co oznacza, że dość długo rozmyślałam. Wypadamy na zatłoczone uliczki i biegniemy w kierunku taksówki. Informujemy kierowcę, aby zawiózł nas na lotnisko. A ja mam dziwne przeczucie, że wzięcie Meri ze sobą było fatalnym pomysłem. Zerkam na nią z ukosa, a Moc mi coś podpowiada. Co? Nie potrafię rozszyfrować, niemniej jednak czuję ciemną stronę. 













Kochani!

Tu znowu ja z nowym rozdziałem. Pisałam go 3 razy i 3 były całkowicie inne :) Tylko w tym nie doszło do rozmowy między Anakinem i Soką bo nie miałam siły pisać jej kolejny raz...

Mało się dzieje tu się zgadzam... i mamy już 4 rozdział i nadal jest ten sam dzień... A następny rozdział to nadal ten sam dzień... No cóż mam szczerze nadzieję że nie wszystkie dni będą rozpisywane na 5 rozdziałów ;)

Rozdział króciutki za co bardzo bardzo przepraszam ;)

Piszcie komentarze ;*

Dedykuję ten rozdział:
Sithari Nightshade

5 komentarzy:

  1. Extra rozdzial! Nie no, cos sie dzialo. Ta wizja jest niepokojaca. Meri i ciemna strona? Grubo xD
    Czekam na next!
    Kiedy ja tu jakis dluzszy rozdzial napisze...? xd
    NMSBZT!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Serio dedykujesz May? XD ciekawe czy przyjdzie.
    No tak, jak dla mnie bardzo dużo się tu zadziało. Super akcja. Na prawdę. No i cóż... Meri będzie po Dark Sajdzie, jak zgaduję. No i tyle. No i koniec.
    Ach... walnij mnie ktoś czasem w ten pusty łeb. Chyba napiszę coś XD
    NMBZT! Przepraszam za niezmiernie długi komentarz xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem.
    Przepraszam za zwłokę, ale... nie mam wytłumaczenia. No nic.
    Co do rozdziału. Najpierw napiszę, jakie błędy popełniasz. Sama nie jestem najlepsza, ale zawsze warto!
    Dialogi są w miarę dobre.
    "- Tak jest kapitanie - Salutuje[...]"
    Gdy czasownik po wypowiedzi nie opisuje sposobu wymawiania, piszemy go wielką literą I na końcu kwestii stawiamy kropkę. Trochę masło maślane, więc podam poprawną wersję.
    "- Tak jest kapitanie. - Salutuje[...]"
    Drugi powtarzający się błąd, to brak przecinków. Staraj się tego pilnować. :)
    Zdarzyły się również literówki, ale kto ich nie ma?
    Podoba mi się Twój styl i czas, w którym piszesz.
    W głowie rodzi mi się teoria na temat Meri... Hmm...
    Za wszelkie błędy przepraszam. C;
    Czekam niecierpliwie nn! ;)
    NMBZT! Sue <;

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam że tak późno, ale jakoś nie mogłam się wcześniej pozbierać, i nie mam kompletnie weny na koma więc krótko.
    Rozdział jak zwykle boski.
    Ta wizja Soki trochę mnie przeraża.
    Nie mam weny więc, życzę dużo pomysłów i do następnego.
    NMBZT Florence.😄

    OdpowiedzUsuń
  5. Hey, wiesz, że nie chcę mi się nic robić. Wizja Ahs była cudna.
    Pozdrawiam
    Olga
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń